19.03.2011 – niedziela
Rano część ekipy zaczyna od śniadania w 'Jack in the box’. Zadajemy sobie pytanie: ile
kilogramów przybierzemy na tym wyjeździe?. Dziadzio Radzio wyraża satysfakcję
że już jutro wraca do Polski.
O 7:30 jesteśmy na lotnisku. Wieje znów silny wiatr, szczęśliwie nad ranem jest trochę
słabszy, jakieś 4 m/s.
Po godzinie przychodzi czas na pierwszą kolejkę w klasie Micro. Model waży 414 gram, ma na
pokładzie ładunek o masie 1475g. Lot jest spokojny, choć z powodu nisko stojącego
słońca, pilotujący go Maciej na kilka sekund traci go z oczu. Po ładnym
podejściu model bardzo subtelnie przyziemia – i lot zaliczony. Tym samym
umacniamy się w klasie Micro na 2. miejscu.
Sądząc po liczbie zespołów na starcie wczorajsze trudne warunki znacząco przetrzebiły
modele. Również dziś zaczyna wiać coraz mocniej, co gorsze – wiatr zmienia
kierunek i zaczyna wiać lekko poprzecznie do pasa.
Koło godz. 9:00 przystępujemy do drugiej próby. Mamy teraz większe obciążenie. Wieje
silnie, ale Maciejowi udaje się utrzymać kierunek rozbiegu. Odrywa się przed
linią końcową. Cały lot poprawny, model trzyma się 'kupy’. Również lądowanie
wychodzi Maciejowi bardzo ładnie. Model toczy się jeszcze i w momencie gdy już
się nieomal zatrzymuje kręci 'cyrkla’ – jego powodem jest rozsypanie się łożyska
jednego z kółek podwozia. Niestety – choć to tylko drobny element, ale jednak,
oderwał się od modelu przy lądowaniu – lot nie zaliczony. A było bardzo blisko.
No nic, zostaje nam – chyba już tylko jedna kolejka na poprawienie naszego
wyniku – raczej nie poprawimy naszego drugiego miejsca w łącznej klasyfikacji,
ale przynajmniej zwiększymy zapas innymi kolejnymi ekipami.
Obok nas na swoich stanowiskach walczy Wrocław i Dęblin. Wrocław o wykonanie choć jednego
zaliczonego lotu w klasie Regular, Dęblin o poprawienie miejsce w klasach Micro
i Regular.
Kółko naprawione, czas na – chyba już ostatnią – kolejkę w klasie Micro. Prędkość
wiatru – 10.3 m/s. Dla porównania uczniowie-piloci szybowcowi (nawet tacy z
nalotem już kilkudziesięciu godzin) latają przy prędkości wiatru nie
przekraczającej 8 m/s. Nasz model waży 414 gram, a rozpiętość skrzydeł to 1.28
m. To wszystko pokazuje z jak trudnymi warunkami przyszło się nam mierzyć.
Efekt? Start udany, bardzo krótki. Model jednak nie chce się wznosić, zakręt i
lot bokiem, z wiatrem, Maciej wykonuje na 8-10 metrach. Trzeciego zakrętu nie
było mu już dane wykonać – model przyziemia na trawie i kilkukrotnie kapotuje –
przy przyziemieniu ma kilkadziesiąt kilometrów na godzinę. Efekt? Nie bardzo
jest co zbierać. Model byłby jeszcze do naprawy gdyby nie brak czasu. Zostaje
ledwie godzina do końca zawodów, w tym czasie nie zdążymy go naprawić, zresztą
być może nie będzie już kolejnej kolejki lotów.
Klasa Regular – być może już ostatnia kolejka. Dęblin miał pecha w poprzednich dwóch
lotach. Drobne awarie czy błędy proceduralne powodowały niezaliczenie kolejki.
Tym razem udaje się – podnoszą 11.5 kg, będą wysoko w klasyfikacji Regular’a.
Gratulacje!
Zostaje jeszcze Wrocław. Rzutem na taśmę, w ostatniej kolejce, wykonują jeszcze pierwszy
w tych zawodach poprawny lot.
W poprzednich trzech latach przywieźliśmy w sumie jedno wyróżnienie, za trzecie
miejsce w prezentacji modelu w klasie Micro w 2010r. Zawsze jednak, podczas
ceremonii zakończenia zawodów mieliśmy całe modele w rękach. Nigdy nie ulegały
całkowitej destrukcji, zawsze coś można było pokazać. W tym roku – paradoksalnie
– nie mamy już żadnego modelu w całości, za to ciągle mamy szansę na trzy pudła
w klasyfikacji generalnej.
Jest 11:00, a my już po zawodach. Do 12:00 potrwają jeszcze loty, a o 13:00 odbędzie się
ceremonia zakończenia zawodów. Dzięki temu mamy czas na oglądanie ostatniej
kolejki lotów. Wieje 10 m/s, ekipy wkładają w modele tyle obciążników ile
przygotowały – loty wyglądają bardzo ciekawie i dramatycznie.
Wreszcie koło godz. 12:00 jest po zawodach. Spożywamy w spokoju lunch czekając na
dekorację zwycięzców. Celujemy co najmniej w trzy nagrody: trzecie miejsce
za prezentację w klasie Regular (tego nikt nam już nie odbierze) oraz w klasie
Micro drugie w klasyfikacji ogólnej i … no właśnie – w kategorii
najwyższego współczynnika udźwigu – tutaj mamy wysokie aspiracje.
O 13:00 zaczyna się ceremonia zakończenia zawodów. Z nieba leje się żar. Zgodnie z
oczekiwaniami dostajemy plakietę za 3. miejsce w klasie Regular za prezentację
techniczną. Potem organizatorzy wręczają najcenniejsze nagrody (szklane trofea)
za 'największy podniesiony ciężar’ w klasie Micro. Miny nam się wydłużają. Jak
SAE stare tak w klasie Micro nigdy nie był punktowany podniesiony ciężar, ale
stosunek podniesionego ciężaru do masy własnej modelu. Patrzymy lekko zszokowani
jak ekipa z Indii odbiera trofeum za pierwsze miejsce. Na osłodę dostajemy
jeszcze plakietę za 2. miejsce w klasyfikacji ogólnej w klasie Micro. To super
wynik, pierwszy raz udało nam się osiągnąć tak dobry wynik w zawodach SAE.
Ceremonia powoli dobiega ku końcowi gdy zaczyna włączać się nam ostrzegacz przed spiskową
teorią. Przecież to nie tak – trofeum miało być dla nas! Proszę wyjaśnić to
smutne nieporozumienie. Szczęśliwie Dziadzia Radzio tuż przed ceremonią wykonał
kilka zdjęć na których na zbliżeniu widać szklane trofea. I cóż to na nich
widać? Otóż jak w pysk strzelił: 'Micro Class. Highest Payload Fraction’!
Organizatorzy się pomylili! Nagrodzili drużyny, które dźwignęły największy
ciężar, a nie te, które uzyskały największy współczynnik udźwigu.
Po zakończeniu ceremonii zgłaszamy się do organizatorów. 2 minuty rozmowy i sprawa
się wyjaśnia – to pomyłka prowadzącego ceremonię. Przez radiowęzeł organizator
prosi nagrodzone teamy o podejście do biura zawodów. Następuje ceremonia o mało
przyjemnej atmosferze. Obdarowane drużyny oddają trofea pominiętym. Na szczęście
wszystko odbywa się z godnością i zrozumieniem.
W ten oto sposób trafia do nas najwyższe odznaczenia: 1 miejsce w klasie Micro za
uzyskanie największego współczynnika udźwigu! Hip hip hurra! Sukses jest wielki,
radość też. Po trzech latach, w czwartym naszym starcie w zawodach SAE, sięgamy
po najwyższe odznaczenie w klasie Micro.
Robimy sobie kilka pamiątkowych fotek – radość jest duża. Trzy odznaczenia w jednych
zawodach – to jest coś. W klasie Micro wyprzedziliśmy między innymi ekipę z
Dęblina. W klasie Regular postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Nasz model miał
albo wygrać albo … zginąć. Niestety przytrafiło mu się to drugie. Przegraliśmy z
warunkami atmosferycznymi, które nie były do przewidzenia. Model latał poprawnie
i gdyby nie wściekły wiatr, miałby szanse na bardzo wysokie miejsce. Co więcej,
dzięki bardzo dobrej stronie teoretycznej w naszym wykonaniu (raport techniczny
i prezentacja) oraz zaliczeniu pustego lotu (lot za który przyznawane są
dodatkowe punkty – jako jedyna drużyna wykonaliśmy taki lot – to też świadczy o
potencjale naszego modelu) uzyskaliśmy w klasie Regular miejsce 16. bijąc o
jedno miejsce ekipę z Wrocławia, choć podnieśli oni w swoim jedynym locie 6 kg.
Musieliśmy uznać wyższość ekipy z Dęblina, której, jako bratniej, przez całe
zawody staraliśmy się wytrwale pomagać – zresztą z wzajemnością, za co
dziękujemy.
Już po zawodach Wrocław wrzuca 11kg do modelu i startuje do – jak się okazuje
ostatniego – lotu. W porywach silnego wiatru rozlega się głośne klaśnięcie – i
skrzydła naprawdę po zbóju – po prostu się składają. Wbrew pozorom drużyna
jest zadowolona, gdyby tak spektakularna katastrofa przytrafiła im się na
zawodach na pewno zajęliby pierwsze miejsce w konkursie na najlepszą glebę.
Same zawody dobiegły końca. Po zeszłorocznym sukcesie w zakresie prezentacji teraz
przywozimy nagrody w różnych dziedzinach. To świadczy o naszym potencjale i
dobrze wróży na przyszłość. Do Polski wracamy w środę, tylko Dziadzio Radzio
leci już jutro, zapewne z zamiarem gnębienia studentów.
Późnym popołudniem, po powrocie do motelu i szybkiej kąpieli większa część ekipy udaje
się na barbecue, organizowane przez lokalną Polonię. W tym roku wszystkie
polskie reprezentacje gorąco dopingowała i wspomagała na prawdę spora rzesza
naszych rodaków, zamieszkujących okolice Dallas.