2009-03-07 12:00
Dziś pobudka wcześnie rano, o godz. 6:30. Jutro będzie jeszcze wcześniej – w
niedzielę wypada zmiana czasu.
Na lotnisko Apollo XI docieramy o 7:30. Leży na prostej lotniska Van Nuys
szczycącego się liczbą 400.000 operacji rocznie – to widać. Co po chwilę
przelatują niziutko nad nami samoloty: od C150 zaczynając, na potężnych
odrzutowcach kończąc.
Na naszym stanowisku wywieszamy dużą, 3-metrową polską flagę, ustawiamy roll-bar
naszego sponsora, Miasta Poznań. Na tle innych ośrodków akademickich wyglądamy
bardzo profesjonalnie.
Próbujemy połączyć się z internetem po WiFi i GPRS’ie, niestety próby spełzają
na niczym. Tym samym nie uda nam się wrzucać relacji na bieżąco szkoda.
W tym roku na lotnisku jest znacznie bardziej bezpiecznie – organizatorzy
zapewnili dużo większe strefy ochronne, do których publiczność nie ma dostępu.
Pierwsza do lotów przystępuje klasa Micro, po niej rozpoczyna starty klasa
Regular. O godzinie 8:50 odnotowujemy pierwszą kraksę – nie naszą.
Pogoda jest bardzo ładna: jest słonecznie, na niebie trochę cumulusów, wieje
słabiutki wiaterek. Temperatura umiarkowaną rzędu 20’C, co pozytywnie wpływa na
pracę silnika.
Kolejny lot udany, kilka modeli ma problemy z silnikiem i nie przystępuje do
lotu. Następny samolot przeciąga po starcie i wali majestatycznie w pas. Do
startu mamy do dyspozycji 200 stóp, do lądowania 400.
O godz. 9:06 nasi idą na pas. O 9:07 startujemy. Samolot lata bardzo ładnie,
robi dwa kręgi. O 9:09 ląduje poprawnie, mieści się w pasie, rozlegają się
gromkie oklaski. I co? Otóż lot prawie udany. Prawie, gdyż znów daje znać o
sobie regulamin. Nerwy powodują błąd pilota – robi zakręt na kilku metrach
zamiast lecieć po prostej; łamie tym samym zapis regulaminu mówiący o wykonaniu
zakrętu dopiero po przekroczeniu linii wyznaczonej na pasie. Szkoda, bo tracimy
możliwość wykonania pustego lotu, do którego można podejść tylko raz.
Następuje zmiana kierunku startu, wiatr się obraca. Kolejny model ma problem ze
stabilnością, wlatuje nad publiczność, odlatuje niemal za horyzont, ale
szczęśliwie wraca i poprawnie ląduje.
Wojtek szuka w regulaminie zapisu, który pozwoliłby zaliczyć lot, trwa też
sprawdzanie zapisu video. Okazuje się, że podczas wykonywania drugiego kręgu
model przeleciał wyznaczoną linię, ale sędziowie nie ufają zapisom video; jednym
słowem po ptokach.
Kolejne loty konkurencji są w miarę udane, główny problem to podejście do
lądowania, większość przechodzi na drugi krąg nie mogąc zmieścić się w pasie.
O 9:30 startuje Rzeszów. Lot trwa 4 sekundy: przeciągnięcie po starcie, z
przytupem wbija się dziobem w trawiastą murawę.
Kolejny model wpada w korkociąg. Następny zaraz po starcie przechodzi do
pionowego wznoszenia, wiemy jak to się kończy. Kolejny konkurent wyeliminowany.
Startuje Wrocław. Lot stabilny, choć na prostej pilot ostatnim wysiłkiem ratuje
model przed wpadnięciem w korkociąg. Lądowanie twarde, ale udane.
Kończy się pierwsza runda naszej klasy Regular, zaczynają się starty klasy Open.
Model ekipy z Porto Rico pikując pionowo z wysokości 20 metrów wbija się.
Uderzenie potężne, lecą drzazgi. Silnik po tłumik wbity w ziemię.
Robimy się powoli głodni, Radek jedzie po pizzę w okolicy hotelu, wrzuci przy
okazji na stronę dotychczasową relację.
godz 11:30
Informacja z ostatniej chwili (via SMS): model Politechniki Poznańskiej wykonał
właśnie pierwszy, historyczny, udany i zaliczony lot w ramach zawodów Society of
Automotive Engineers. Podniesiony ciężar to 13.6 funta – jakieś 6.2 kg. Hip hip
hurra!
Pozdrawiamy i walczymy dalej.
2009-03-07 22:00
Wróćmy jednak na lotnisko.
Przygotowania do drugiej kolejki trwają. Po załadowaniu 6,2kg obciążenia,
Orca trafia na plac gdzie ponownie grzany jest silnik. Brak punktów z pierwszego
lotu zmusza nas do podjęcia decyzji o ładowaniu większych obciążeń podczas
kolejnych lotów. Umożliwi nam to odrobienie punktów w porównaniu z innymi
zespołami w stawce, które zaliczyły pusty lot. Jeszcze tylko czternasta guma
na skrzydło i Bartek dźwiga samolot na stanowisko tankowania.
Po chwili sznurek startujących ekip ustawia się na pasie dojazdowym. Ale nie na
długo, z głośnika płynie informacja o zmianie kierunku wiatru i wszystkie ekipy
ruszają mozolnie na drugi koniec pasa. Brak entuzjazmu nie wynika ze złych
humorów, lecz z powodu wagi maszyn. Niektóre załadowane są już całkiem solidnie,
co widać na twarzach niosących je zawodników.
Za kilkanaście sekund start. Silnik wchodzi na wysokie obroty. Marcin zabiera
szybko starter i wraz z Bartkiem oddalają się dając oddech Maciejowi. Model
powoli ale pewnie nabiera prędkości. Wyraźnie widoczną tendencję do skręcania w
prawą stronę, pilot szybkim i precyzyjnym ruchem skutecznie kontruje,
sprowadzając maszynę na właściwy tor. Niebezpiecznie blisko linii końcowej
rozbiegu Maciej krzyczy: leć! leć!! i samolot anemicznie odkleja się od pasa.
Teraz wszystko zależy od umiejętności pilota. Trzeba stłumić nerwy i emocje,
opanowanie to podstawa. Minimalne wychylenia drążków oraz pełne skupienie
sprawiają, że Orca coraz pewniej zmaga się z wiatrem. Szeroko pokonuje łuk i
chwiejąc się w dość silnych porywach wiatru, podchodzi do lądowania. Kilkanaście
centymetrów nad asfaltem, model podrywa się jeszcze do góry, ale po chwili
zostaje stłumiony. Mimo poprawnego przyziemienia, problemem staje się duża
prędkość. Po kilku sekundach walki z siłami tarcia, udaje się zatrzymać maszynę
i oczy ekipy kierowane są na sędziego. Chwila niepewności i w prawej ręce
arbitra pojawia się zielona plansza, której znaczenia chyba nie trzeba
objaśniać. Chłopaki biegną pędem po głównego bohatera i z uśmiechniętymi gębami
idziemy oficjalnie zważyć ładunek.
W krótkiej przerwie między rundami organizatorzy urządzają pokaz lotów modeli
myśliwców. Świst turbin oraz zapach spalin przyciąga tłumy obserwatorów. Modele
warte grube tysiące $ przemykają z zawrotnymi prędkościami przed publicznością.
Okrzyki zachwytu wśród gapiów wywołują odważne akrobacje pilotów. Wszyscy
zostają nagrodzeni gromkimi brawami.
Koło 13:00 Radek dowozi pizze. Na lotnisko przyjeżdża też Marek Małolepszy,
będzie nam kibicował.
O 13:57 przystępujemy do trzeciej próby z 8.2kg na pokładzie. Jeszcze przed
startem wydaje się, że przednie kółko stawia zbyt duże opory toczenia. Rozbieg
stanowi potwierdzenie tego faktu. Model odrywa się, ale opada z powrotem na
ziemię. Tuż przed końcem pasa Maciej cofa gaz, jednak potężna masa tak szybko
się nie zatrzymuje – wpada na trawę i kapotuje (przewraca się na plecy).
Szczęśliwie uszkodzeniu ulega tylko przednia goleń. Chłopaki biorą się do
roboty, to dla nich pestka. Zaprawieni w bojach szybko dają sobie radę.
Słońce zaczyna grzać niemiłosiernie, temperatura rośnie. W połączeniu z zapachem
skoszonej trawy budzi to skojarzenia z początkiem lata.
Co ciekawe, w miejskim parku graniczącym z lotniskiem kilkunastu facetów gra …
w piłkę nożną. Nie baseball, nie football amerykański, ale soccer. Szok. Dopiero
później w rozmowie z Markiem dowiadujemy się iż w Kalifornii piłka nożna jest
rzeczywiście dosyć popularna.
Zbliża się czwarta kolejka lotów. Po drugiej zajmowaliśmy miejsce 7, w trzeciej
przeskoczyły nas dwie drużyny.
Jeden z modeli klasy Regular wymyka się spod kontroli pilota i z szaloną
prędkością pędzi w kierunku samochodów na parkingu. Przelatuje między dwoma
mijając je o włos i z impetem w głąb wbija się w płot oddzielający lotnisko od
parku. Mało brakowało. Rozpędzony obciążnik o masie 10kg może zrobić niezłe kuku.
Godzina 15:00. Przygotowujemy się do startu. Jeden z modeli konkurencji,
szczęśliwie charakteryzujący się małą prędkością przeciągnięcia odstawia taniec
na prostej do lądowania, połączony ze zmianami kierunku lotu o 90° względem
kierunku pasa. Mimo tego ląduje szczęśliwie, co wywołuje głośny aplauz
zgromadzonej gawiedzi.
Czwarta próba w porównaniu do trzeciego lotu zostaje zaliczona bez większych
problemów. Model lżejszy od 0,5kg z wyregulowanym i naoliwionym przednim kółkiem
nie sprawia nam zawodu.
Niestety mimo sukcesu przesuwamy się na 10 pozycję, ale to nic, w pozostałym
ostatnim dziś kursie podnosimy poprzeczkę o 1,4kg.
W trakcie gdy chłopaki przygotowują ładunek, Maciej poznaje sympatycznego
jegomościa zainteresowanego wydarzeniem. Okazuje się nim Polak, któremu często
zdarza się odwiedzać lotnisko. Krótka wymiana zdań (niekoniecznie na tematy
modelarskie) i już zaskarbiamy sobie sympatię rodaka, który pozostaje kibicować
nam do końca ostatniej kolejki. Kolejna łatwo nawiązana znajomość potwierdza
znaną nam już mentalność tubylców. Na każdym kroku spotykamy uśmiechnięte twarze
przechodniów, którzy pytają ze szczerym zaciekawieniem, czy nie jesteśmy czasem
z… Rosji (!!??).
Ostatni lot pozwala podskoczyć w stawce o 2 miejsca. Samolot pewnie, ale z
widocznym już wysiłkiem wykonuje lot nisko nad ziemią. Mimo zdradliwych
podmuchów od strony bagiennych chaszczy, nie sprawia Maciejowi większych
trudności. Po bardzo szybkim i dynamicznym przyziemieniu, tradycyjnie kapotuje w
zaroślach, kłaniając się widzom na koniec swojego występu.
Ostatecznie udało się nam dziś wykonać 3 zaliczone loty unosząc kolejno wagi
13.6, 16.6 i 19.6 funta (8.9kg).
Plan minimum na dziś został zrealizowany. Z ósmą lokatą jesteśmy liderem wśród
załóg europejskich, wyprzedzając będący na 16. pozycji team wrocławski oraz na
25. rzeszowski. Po pierwszym dniu podniebnych zmagań możemy zatem
stwierdzić, że na tle naszych krajowych rywali, Poznań jako miasto akademickie
może być dumne z osiągnięć swojej przyszłej kadry inżynierskiej.
Pakujemy sprzęt, a w międzyczasie świeżo poznany rodak funduje nam wszystkim
lody. Po krótkim pożegnaniu odjeżdża w siną dal na swym połyskującym chromem
mechanicznym rumaku.
Wyczerpani i głodni jedziemy na bankiet do hotelu AirTel Plaza. Wchodząc na salę
konferencyjną przecieramy oczy ze zdumienia. Po 12 godzinach zaciętej
rywalizacji na lotnisku, można co prawda mieć już zwidy, ale fakt, że wszyscy
ujrzeli to samo, potwierdza rzeczywistość. Na kolana rzucił nas wystrój stołów
oraz kultura ich przygotowania. Widok noża i widelca w dłoniach, zamiast Big
Mac’a i litrowej coli sprawia, że czujemy się dość nieswojo. Po przełknięciu
ostatniego kęsa deseru i dopiciu filiżanki małej czarnej, możemy z ręką na sercu
powiedzieć, że – może nie na co dzień – ale jednak kultura jedzenia nie jest do
końca obca przeciętnym Amerykanom.
W iście angielskim stylu udaje nam sie wymknąć z trwającej podczas bankietu
prezentacji wojskowego UAV’a o nazwie STALKER, którego nasze konstruktory skwitowały krótko:
przecież on niewiele różni się budową od naszego!….
Zaraz po konstruktorach badaniem STALKERA zajęli się Wojtek z Maciejem.
Wykonali sporo szpiegowskich zdjęć, zajrzeli w każdą możliwą szczelinę, zbadali
systemy sterujące kamerami, czujnikami, lukiem do zrzucania ładunków i
sprawdzili, czy na pewno wszystkie elementy samolotu trzymają się wystarczająco
mocno…
Godzina 21:00. Lądujemy w naszym hotelu. Fakt zmiany czasu o godzinę do tyłu
uświadamia nas, że na regenerację przed jutrzejszym finałem mamy jeszcze mniej
czasu. Jeszcze tylko kilka stron obliczeń konstruktorów, kontrola przez
modelarzy newralgicznych punktów konstrukcji i możemy udać się na zasłużony
odpoczynek.