Naszą przygodę zaczeliśmy od… jakżesz przyjemnego lotu Francuskimi Liniami Lotniczymi Air France, które początkowo przetransportowały nas z Berlina do Paryża Airbusem A321 a następnie Airbusem A330 z Paryża do Rio de Janeiro. A321, A330 – tak muszę to napisać jeszcze raz gdyż dla pasjonatów lotnictwa same nazwy robią wrażenie a co dopiero możliwość … zobaczenia kokpitu. Nikt nas nie zapraszał – „zaprosiliśmy się sami „, siła perswazji, język angielski i uprzejmość robią swoje ; )))
Pierwszy przelot- stosunkowo krótki, drugi trwał ponad 11 godzin. Na całe szczęście szerokokadłubowy samolot przeznaczony na dłuższą trasę, był dobrze wyposażony w czasoumilacze (osobisty telewizor z filmami , grami oraz dobrą muzyką a do tego obiad, drinki i przemili stewardzi). Ci którzy do tej pory latali tylko z Ryanairem czuli się jak w klasie biznes. Część chłopaków, ubolewała tylko nad brakiem stewardess (młodszych… dużo młodszych aniżeli te na pokładzie ;). Otuleni w polarowe kocyki błyskawicznie zasneliśmy. Lot minął szybko i przyjemnie.
Różnicę temperatur odczuliśmy niemalże od razu, kiedy wysiadając w nocy z samolotu na lotnisku Rio de Janeiro – Galeão (ok. 20 km od centrum) uderzyła nas fala ciepła 80-ciu stopni Fahrenheita czyli około 27 stopni Celsjusza. Kurtki spakowaliśmy do walizek ( Huraaaa ! :)).
Ze względów bezpieczeństwa (według przewodników- Brazylia, to kraj rozbojów i raj dla kieszonkowców ), postanowiliśmy do hotelu pojechać taksówką. Niestety brak umiejętności porozumiewania się w języku angielskim ze strony Brazylijczyka i brak znajomości języka portugalskiego z naszej strony spowodował pewne opóźnienia w dotarciu do celu. Jednakże język migowy i międzynarodowe słowo hotel były zrozumiałe dla obu stron 😉
Po dotarciu na miejsce, żądni przygód jeszcze tej samej nocy udaliśmy się na spotkanie z Aleksem -Brazylijczykiem, który oprowadził nas po Rio de Janeiro. Ignorując ostrzeżenia pochodzące z wszelakich źródeł łącznie z internetem, za namową Aleksa, wybraliśmy się na kolację autobusem, tak zwanym przez nas „rekinem”. Tu małą dygresja. W Rio Autobusy stanowią około 25% ruchu ulicznego i stanowią podstawowy środek komunikacji zbiorowej. Ich kierowcy darzą innych użytkowników dróg równym poważaniem jak kierowcy Ukraińskich TIR-ów;) Co kończy się scenami znanymi z filmów przyrodniczych gdy „ławice” innych kierowców, tudzież pieszych rozstępują się przed szarżującym drapieżnikiem (autobusem). I stąd właśnie skojarzenie z rekinami – to autobusy są tu na końcu łańcucha pokarmowego… ). Szaleńczy sposób prowadzenia pojazdów i nagminnie łamane przepisy ruchu drogowego przypominają nam kierowców włoskich autobusów. A piesi traktujący sygnalizację świetlna jak ozdoby choinkowe zdają się posiadać to samo DNA.
Po kolacji żądni egzotyki poszliśmy na plażę -najsłynniejszą w Brazylii (Copacabana). Wiatr umiarkowany, woda ciepła- brak Caipirinhi. Stamtąd autobusem, wróciliśmy do hotelu.
Dzięki Rektorowi Politechniki Poznańskiej Panu Tomaszowi Łodygowskiemu, a także koncernowi Volkswagen Brazil, udostępniono nam trzy samochody, ułatwiające tym samym bezpieczną jazdę po kraju oraz dotarcie do wielu pięknych miejsc. Były to dwa auta Volkswagen Saveiro Cross oraz Volkswagen Fox (auta- noooowiutkie ;)).
Następnego dnia z pomocą Alexa, udało nam się obejrzeć główne atrakcje turystyczne Rio de Janeiro.
Między innymi Głowę Cukru (Pão de Açúcar), góra o wysokości ok 400m, na którą wjeżdżaliśmy kolejką liniową podziwiając panoramę Rio.
Następnym wyzwaniem turystycznym (zwłaszcza dla tych, którzy mają na sobie klapki) było Corcovado, góra na szczycie której znajduje się 38 metrowy pomnik Chrystusa Odkupiciela. Jej wysokość to ponad 700m – a ze szczytu rozciąga się widok na panoramę Rio. Niestety trafiliśmy na mgłę, ale mimo wszystko krajobraz zapierał dech w piersiach.
Zwiedziliśmy też Park Narodowy Tijuca , plażę Ipanema oraz słynne punkty widokowe na Rio de Janeiro (m.in. Miranta Dona Marta, Pedra Bonita, Vista Chinesa).
Dzielnica Lapa była miejscem, po którym poruszaliśmy się najczęściej(ze względu na bliskość położenia hotelu). Wyglądająca na spokojną i cichą, nocą zamieniała się w raj dla imprezowiczów spragnionych tańca i gorących brazylijskich rytmów.
Najbardziej charakterystycznym miejscem Lapy są Schody Selarón. 200 stopni, na które składa się ponad 2 tys. kolorowych płytek ceramicznych ułożonych przez słynnego artystę Jorge Selaron, którego to notabene martwego znaleziono w 2013 roku na stworzonym przez niego dziele.
W stolicy karnawału łatwo było zapomnieć o celu naszej podróży. Jednakże czas zwiedzania dobiegł końca i przemieściliśmy się do Sao Jose dos Campos, siedziby firmy Embraer, gdzie miały rozpocząć się zawody.
Trasa była długa, za to widoki – fantastyczne. Droga często wiodła wśród gór wznoszących się tuż przy wybrzeżu. Po 5 godzinnej jeździe próbując przedostać się w gląb lądu na autostradę Rio-Sao Paulo okazało się że droga ta była stroma, kręta a w wyniku remontu „zniknął” asfalt i nawierzchnia była tak nierówna że w trosce o podwozie FOX-a (udostępnionego przez Volkswagena) zawróciliśmy.
Po kolejnych godzinach jazdy we właściwym kierunku i po dobrej nawierzchni dotariśmy do miejsca które było jednocześnie nasza „modelarnią” i miejscem do wypoczynku. Choć powiedzmy szczerze na odpoczynek nie mieliśmy co liczyć !