15.03.2013
– piątek – pierwszy dzień zawodów
Dziś ważny dzień – rozpoczynamy zawody. Około godziny 7:15 jemy szybkie
śniadanie. Samoloty zostały przygotowane wczoraj, Mikras już czeka w
samochodzie, wszystko dopięte jest na ostatni guzik. O godzinie 7:45, w rytm
latynoskich hitów ruszamy „nowym”, bordowym vanem do Airtel Plaza Hotel.
Na miejscu jesteśmy 40 minut przed naszą pierwszą prezentacja. Gdy przychodzi
czas, wchodzimy do jednej z sal konferencyjnej w której siedzi jury gotowe na
występ Wojtka. Pierwsze zadanie to złożenie modelu w czasie mniejszym niż trzy
minuty. Nasza ekipa jest szybka, Wuja w plątaninie kabli naszej Micro Bomby
porusza się sprawniej niż saper. Samolot jest gotowy w 1.5 minuty. Po zaliczeniu
szybkiego składania Wojtas zabiera się za prezentowanie modelu. Opowiada
inżynierom z Lockheed-Martin o tym w jaki sposób projektowaliśmy nasz samolot
Micro, jak go budowaliśmy, jak testowaliśmy i tłumaczy dlaczego to nasz samolot
zwycięży zawody. Po prezentacji Wojtek bez problemów odpowiada na pytania
jurorów.
Teraz czas zająć się samolotem klasy Regular. Wuja wraz z Bartkiem jadą po niego
do motelu. Nie mogliśmy zabrać go rano – nie zmieścilibyśmy się w samochodzie.
Reszta ekipy zostaje na miejscu i ogląda maszyny innych zespołów. Od razu
odnajdujemy się z załogą z Dęblin Airforce Academy. Goście są na prawdę spoko,
Wuja wystawia im certyfikat fajności. Szkoda, że Dęblin jest tak daleko od
Poznania, gdyby był bliżej pewno widywalibyśmy się z nimi częściej niż raz na
rok. Samolot z Dęblina zdobią barwy narodowe. Zdecydowanie widać, że chłopaki w
tym roku wiedzą już o co chodzi w tym konkursie. Samolot jest solidny, dość
lekki i starannie wykonany. Poza nieco długą golenią przedniego podwozia nie
widać elementów, które mogłyby sprawić im problemy.
Na miejscu jest też banda z Wrocławskiej Politechniki. Ich maszyny też wyglądają
zdecydowanie lepiej niż w zeszłym roku. Polskie samoloty znów wyraźnie odróżnia
od większości pozostałych wysoka staranność wykonania i dbałość o szczegóły.
Niektóre amerykańskie i indyjskie teamy zdecydowanie nie dbają o to by skrzydła
trzymały się solidnie kadłuba, albo chociaż miały podobną długość . To te
drużyny najczęściej zdobywają trofeum za najciekawszą rozwałkę.
Przez kilka lat uczestnictwa w tych zawodach nauczyliśmy się już jakie narzędzia
należy mieć przy sobie. Dla innych ekip nie jest to tak oczywiste. Co chwilę
ktoś przychodzi pożyczyć coś z naszych skrzynek i po jakimś czasie zaopatrują
się u nas wszyscy wokoło. Nigdy nie odmawiamy pomocy innym teamom, ale gdy
zaczyna nam brakować naszych narzędzi dla nas samych, musimy zrobić z tym
porządek i trochę zapanować nad swoimi zabawkami.
Gdy Wuja z Bartkiem dostarczają Regulara na miejsce, zabieramy się za uzbrajanie
go w naklejki bojowe. Maciej z Mateuszem wycinają mordę. Morda musi być.
Po poskładaniu naszego samolotu w całość przychodzi czas na sprawdzenie
poprawności działania wszystkich mechanizmów. Maciej szuka w pamięci nadajnika
modelu „Bajceps”, naszego Regulara. Wertuje całą pamięć naszego Spektrum’a DX7 i
nie znajduje odpowiedniego programu. Jakiś sabotażysta musiał go skasować,
albo nadpisać w jego miejscu inny model. Do prezentacji niecała godzina, a
sterowanie samolotem nie działa. Maciej używa wszystkich przekleństw, jakie zna,
a potem zabiera się za programowanie samolotu od zera. Dusi pospiesznie w guziki
nadajnika, ożywiając kolejne z 8 serwomechanizmów, programując 9 mixów, 4 krzywe
wychyleń i zakresy działania wszystkich elementów wykonawczych. Przeraźliwe i
przeciągłe pikanie pospiesznie programowanego nadajnika przyciąga widownię która
ustawia się w koło. Niektórzy gapie wyglądają na wyraźne zdziwionych widząc ile
da się wycisnąć z prostego komputerka w naszym DX7. W końcu, po 40 minutach
najszybszego programowania w historii AeroDesignu, nasz Biceps wraca do pełnej
sprawności. Jest gotowy do prezentacji i badania technicznego.
Prezentacja Regulara przebiega gładko. Jednym z jej elementów jest demonstracja
możliwości załadowania ciężaru do samolotu poniżej 3 minut. Nam zajmuje to około
30 sekund. Na koniec, gdy przychodzi czas na pytania techniczne od jurorów,
nastaje cisza. Inżynierowie z Lockheed’a nie bardzo wiedzą o co można jeszcze
spytać Wojtka, po tak wyczerpującym przemówieniu. Zaczynają wypytywać nas o to
który raz startujemy i czy byliśmy już na zawodach w Los Angeles. Po kilku
minutach luźnych rozmów wychodzimy by udać się na kontrolę techniczną Regulara.
W czasie gdy reszta załogi czeka w kolejce do kontroli Bicepsa, Maciej z
Bartkiem po raz kolejny jadą do wypożyczalni samochodów. Tym razem chodzi o
aparat Wojtka, który udało się Kubie tak dokładnie schować w naszym poprzednim
vanie, że nikt go nie zauważył. Ponad dwugodzinna wycieczka przez kalifornijskie
korki owocuje wyłącznie zdobyciem informacji o tym, że biuro Lost&Found w
wypożyczalni już nie działa i że mamy wrócić w poniedziałek…
Biceps przechodzi kontrolę bez problemów. Jak zwykle dostajemy pochwałę za
staranne wykonanie, gwarantujące bezpieczeństwo i niezawodność.
Pod wieczór przychodzi czas na pizzę, omówienie zasad dotyczących bezpieczeństwa
i planu jutrzejszych lotów przez organizatorów. Normalnie w tym momencie
podawano wyniki, ale w tym roku jest inaczej. Punktacje poszczególnych drużyn
mają pojawić się w Internecie, do godziny 22:00. Niestety, mimo tego że jest
zdecydowanie później, nadal nic nie wiemy. Jutro musimy wstać przed 6, więc
powoli zbieramy się do spania. Wyniki pewno pojawią się rano.