14.03.2012
– środa
Żeby odespać czas spędzony na
podróżowaniu postanowiliśmy wstać przed 9. Zebraliśmy się i wyruszyliśmy na żer.
Niestety na motelowym
szwedzkim stole stały tylko 4 muffiny i 2 dzbanki ciemnego płynu, który
Amerykanie mylnie nazywają „kawą”.
Umiarkowanie usatysfakcjonowani wsiedliśmy w naszego VANa żeby poszukać jakiejś
kanapkodajni. Zajechaliśmy pod pobliskiego Quiznos’a, i odczytaliśmy napis na
drzwiach mówiący: „otwarte od 10:00am”.
Nie pozostało nam nic innego, jak splądrować pobliski supermarket i pozyskać
składniki niezbędne do wykonania kanapek na własną rękę. Wyposażeni w reklamówki
z żywnością zasiedliśmy przy stole obok motelowego baseniku i zainicjowaliśmy
procedurę pałaszowania.
Po jedzeniu zabraliśmy się za robienie bałaganu w jednym z pokoi.
Gdy już zadbaliśmy o to, by czuć się jak u siebie w modelarni, poskładaliśmy w
całość model klasy Micro i wyruszyliśmy w kierunku lotniska, na którym za kilka
dni rozegrane zostaną zawody. Po drodze zahaczyliśmy o sklep modelarski, by
dokupić Mikrasowi kółeczka. W tym roku model Micro nie może startować z ziemi,
ale Wojtas uznał że najlepiej będzie dokonać wszelkich niezbędnych regulacji
modelu startując kulturalnie z pasa, a wyrzuty z ręki potrenujemy później. W
wyniku szybkiej przeróbki nasz samolot zyskał iście komiczne podwozie.
Regulacje zajęły nam pół dnia. Wykonaliśmy 8 lotów testowych, między którymi
wprowadzaliśmy niezbędne poprawki. Pilot zapoznawał się z charakterystyką
samolotu i z warunkami terenowymi. Zaskoczył nas duży ruch
panujący na lotnisku. W środku tygodnia, przed południem, trzeba było czekać w
kolejce do startu. Oprócz naszej różowej pokraki na niebie pojawiały się modele
akrobacyjne, odrzutowe, śmigłowce, trenerki, a nawet eskadra czterosilnikowych
bombowców z IIWŚ. Pogadaliśmy z lokalnymi pilotami, którzy poinformowali nas o
złej prognozie pogody na nadchodzący weekend – ma padać. Kilku z nich udzieliło
nam dość pomocnych rad, dotyczących ustawiania naszego małego samolotu.
Oprócz tubylców na lotnisku pojawiła się ekipa całkiem podobna do naszej (tyle
że większa, no i z dziewuchami w składzie). Powiedzieli, że reprezentują
jakąś uczelnię techniczną z Turcji. Postanowili przygotować tylko samolot klasy
Micro. Będzie to ich pierwszy start w tym konkursie. Obejrzeliśmy ich sprzęt,
podpytaliśmy ile dźwiga i ile waży. Uznawszy że nie stanowią dla nas
najmniejszego zagrożenia wróciliśmy do pracy nad naszą maszynką.
Około godziny 16:00 postanowiliśmy zakończyć zabawę. Z lotniska powoli wyganiał
nas wzmagający się wiatr i głód. Po drodze do hamburgierowni zahaczyliśmy
jeszcze o sklep modelarski, by kupić kilka gadżetów do naszego samolotu klasy
Regular. Na budynku w którym znajduje się sklep odnaleźliśmy banner reklamujący
dość ciekawe, alternatywne środki medyczne.
W sklepie natknęliśmy się na ekipę z Indii. Ich samolot sprawiał wrażenie
niedokończonego… albo właściwie ledwo rozpoczętego.
Jak co roku, tak i tym razem odnaleźliśmy sporo ciekawych znaków drogowych.
Jeden z nich mówi, by nie skręcać w prawo na czerwonym świetle. W Ameryce zwykle
można skręcać w prawo niezależnie od koloru światła na sygnalizatorze, więc nikt
się tym znakiem nie przejmuje i wszyscy skręcają pomimo zakazu.
Po przyjęciu serii bomb kalorycznych w In’n’Out’cie wróciliśmy do motelu, by
zająć się pisaniem relacji i poskładać Regular’a.